Znów ruszyłem na północ, wracając w wysokie góry, gdzie znajdował się ostatni cel mojej podróży. Tym razem jednak znajdowałem się we wschodniej części kraju, w malowniczej Val di Fassa u podnóża potężnych Dolomitów.
Pogoda ponownie zmieniła się na gorsze - rozpętała się burza, przez co musiałem postawić wszystko na jedną kartę. Wybrałem słynną trasę Tutti Frutti, biegnącą po grani, i ani przez chwilę nie żałowałem tego wyboru… Niesamowite widoki po obu stronach wąskiego szlaku z niedawno położoną, dość śliską warstwą wierzchnią nie ułatwiały mi zadania, ale to było fantastyczne doświadczenie. Wycieczkę zakończyłem jazdą po trasie Fassa and Furious, stanowiącej przeciwieństwo szlaków w wyższej partii gór. Opony rozrzucały dookoła luźne, gliniaste podłoże, kiedy starałem się znaleźć stosowne miejsce do hamowania wśród plątaniny korzeni. To miejsce, jak wszystkie poprzednie, także było jedyne w swoim rodzaju.
W ciągu dziesięciu dni zakosztowałem odrobinę Włoch. Zróżnicowany teren, zapierające dech w piersiach widoki oraz przepyszne jedzenie pod każdym względem dorównywały fantastycznym trasom MTB. Ludzie, których spotkałem, byli bardzo gościnni i cieszyli się, że mogą mi pokazać najlepsze trasy w swojej okolicy. Już nie mogę się doczekać, kiedy ponownie zawitam do Włoch i odkryję jeszcze więcej wspaniałych rzeczy!